Zbliżał się wielki kataklizm, Helter-Skelter. Zagłada ludzkości miała nastąpić w 1969 roku z rąk czarnoskórych Amerykanów. Wśród ogólnego zniszczenia jedynymi, którym uda się przeżyć, mieli być Manson i jego Rodzina.
Na początku lat 60. zebrani wokół Charlesa Mansona mężczyźni i kobiety tworzyli coś na kształt hippisowskiej komuny, jakich w tym okresie w Stanach Zjednoczonych było wiele. Potencjalnie nieszkodliwa, głosząca równość i ideę braku własności – wszystko miało należeć do wszystkich. Kradzieże były więc aktem sprawiedliwości, którego Charles i członkowie jego wspólnoty dokonywali nagminnie. Na porządku dziennym były orgie, narkotyki, alkohol. Kobiety pociągała szczególnie niezwykła charyzma Mansona, wolność, którą gwarantował oraz jego wyjątkowa seksualna sprawność. Z czasem zasady życia we wspólnocie uległy radykalnym zmianom. Manson stał się jednocześnie Jezusem, Diabłem, Aniołem Apokalipsy. Włączył do swoich wcześniej nieszkodliwych rytuałów przemoc, perwersję, upokorzenie wpatrzonych w niego kobiet oraz… piosenki Beatlesów. I zaczął głosić, że nadchodzi koniec cywilizacji.
Czytaj całość na qfant.pl